niedziela, 1 czerwca 2014

The best day of my life!


24.05.14 r. <3



Po prostu najcudowniejszy dzień w życiu :) Wspaniała wycieczka do Krakowa, obiad i kawa we włoskiej restauracji, spacer po bulwarach Wisły i wszystkich magicznych uliczkach tego miasta, duużo deszczu do obiadu, ale Kraków miał później dzięki temu swój urok :) Stresowałam się cały dzień, bo już coś przeczuwałam - wiadomo, kobieca intuicja ;) Najbardziej wtedy, gdy D. mówił "Poczekaj chwilę" i sięgał do kieszeni. Moje serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi ze strachu, a tu się okazywało, że wyciągał telefon, żeby zrobić mi zdjęcie :P Toteż ogromne było moje rozczarowanie, gdy już wracaliśmy i dalej nic, ale zostałam zaskoczona po powrocie, gdy byliśmy zupełnie sami :) Niesamowity jest taki moment, gdy mężczyzna, którego się kocha wypowiada te cudowne słowa trzęsącym się od emocji głosem, a jego serce bije jak oszalałe. Minął już tydzień od tej radosnej chwili, a ja codziennie wracam do niej myślami, w brzuchu mam motyle jak w momencie zakochiwania się i wciąż odczuwam niegasnącą euforię :)




niedziela, 4 maja 2014

Licencjackie love


Jak tylko uporam się z tymi czterema książkami, to wrócę!! Dwie w zasadzie już pokonałam, teraz walczę z trzecią i mam ochotę wyrzucić wszystko, łącznie z książkami pomocniczymi i laptopem, przez okno... Panie Dehnel, przykro mi, ale do końca życia nie przeczytam już żadnej Pana książki. A jeszcze przede mną praca zaliczeniowa na 8 stron i coraz szybciej zbliżająca się sesja z czterema egzaminami. Kto mądry robi egzaminy na ostatnim roku studiów, tuż przed obroną?! Takie rzeczy tylko na filologii polskiej... Trzymajcie mocno kciuki i zmotywujcie mnie jakoś, bo opadam już z sił :(

D. wiem, że to czytasz i pewnie na mnie nakrzyczysz, że zamiast pisać pracę, siedzę tutaj, ale sam domagałeś się nowej notki, więc proszę bardzo :D :*


poniedziałek, 31 marca 2014

Dwa serca w promocji


   Siedzieli na dachu, jedli gwiazdy plastikowymi łyżeczkami. Księżyc mamrotał coś o braku elokwencji wobec wszechświata, że tak go marnują i bezczeszczą. Oni natomiast popijali te gwiazdy rozkoszą minionych dni. Wtedy, gdy puszczali bańki mydlane na łące, i gdy leżeli objęci wschodem na plaży. Fale zmywały z nich ubrania rzekomych słów, kołyszące się na łące trawy kradły uśmiechy rażące. Nie mieli pretensji do siebie, że to piękno jest tak kruche, z niewidocznym horyzontem dusz. Chłonęli spojrzenia, błyszczące oddechy, papierowe ciała. Przyszedł deszcz, parowali w zetknięciu z zimnym nasyceniem. Wyparowali? Zniknęli, jak znika rosa w południowych koszmarach wiosny. Co zostawili po sobie? Dwa zużyte serca z napisem  w y k o r z y s t a n e   d o s z c z ę t n i e.

20.08.2009 r.
___________________________________

Odgrzebane starocie. Notka z cyklu: byliśmy młodzi, o coś nam chodziło. Jak zawsze czytam swoje teksty z grymasem na twarzy, zwłaszcza z tak odległych czasów, ale było w nich coś, czego już nie ma. Nie potrafię już tak pisać...ciekawe co jest tego przyczyną?

wtorek, 25 marca 2014

Jest idealnie, gdy czuję Twój zapach obok siebie

   Sklejone powieki nie pozwalają świadomości przedrzeć się do świata realiów. Umysł wciąż stąpa po cienkiej krawędzi snu i jawy, waha się. W końcu delikatny pocałunek rozdziela rzęsy i spływa zalany słońcem po twarzy, aż do bladoróżowych ust. Dłonie drżą od cichej rozkoszy, mimowolnie wędrują wzdłuż linii kręgosłupa, jakby malowały na plecach różnorakie wzory. Blada cera przybiera słodkich rumieńców. Zielone oczy zakrywa wachlarz czarnych, gęstych rzęs. Po chwili powieki, lekko drgając, unoszą się, by zieleń mogła zlać się w jedność z błękitem. Idealny rytm serc, przyspieszone oddechy, splecione dłonie. Kąciki sfatygowanych ust wędrują ku niebu.



środa, 12 marca 2014

Spring is comming!

   Nareszcie czuć wiosnę w powietrzu! I oby tak już zostało, bo kompletnie nie mam ochoty zakładać zimowej kurtki, grubych swetrów i rękawiczek... Uwielbiam słoneczne poranki, śpiewające od świtu ptaki i ciepły wietrzyk. Od razu łatwiej wstaje się rano z łóżka, kawa nie jest już koniecznością, wszystkie okna są pootwierane i do mieszkania wdziera się wiosenna świeżość :))) Już nie mogłam się doczekać tych momentów! Zima zawsze mnie dołuje, sprawia, że nie mam ochoty na cokolwiek, zwłaszcza taka przedłużająca się zima... A tutaj proszę, wiosna już z początkiem marca i człowiekowi od razu lżej. W związku z tym ostatnio wysprzątałam mieszkanie, upiekłam pyszne ciasto cytrynowe (według przepisu Zosi), które pochwaliła nawet babcia, a to ogromny sukces :D, spędziłam czas z moją bratanicą, poszliśmy z D. na niedzielny spacer i tak oto naładowałam baterie. Były potrzebne, bo dostałam poprawiony wstęp licencjatu, ogarniałam teksty na zajęcia i składaliśmy nowy numer gazety, który był dla mnie wyjątkowy, bo mój tekst po raz pierwszy trafił na pierwsze strony (!!) i pierwszy raz pomagałam przy korekcie. Myślałam, że nie będzie tak źle, ale dostałam całość po 22 i musiałam szybko wszystko przeczytać, w dodatku uważnie i ze zrozumieniem - co o tej porze było nie lada wyczynem... Ale znalazłam sporo drobnych błędów, literówek itp., więc mam nadzieję, że naczelny będzie zadowolony. Na razie tylko podziękował mailowo, ale niedługo spotkanie redakcyjne, więc pewnie dowiem się jak mi poszło.

   Prywatnie wszystko cudownie :) Spędzamy z D. coraz więcej czasu razem, bo często odbiera mnie z uczelni (czuję się jak student wieczorowy, poniedziałki do 18, piątki do 16:30 ;/), a wspólne weekendy to już taki mały rytuał ;) Ja piekę coś słodkiego, D. gotuje pyszne kolacje, potem napełniamy kieliszki winem i włączamy film (teraz był "Wilk z Wall Street" ^^), a rano oczywiście jajecznica, którą ostatnio zajadała z nami nawet Pati ;) Coraz częściej myślimy o wspólnym zamieszkaniu i nawet padł konkretny termin. Cały czas wszystko było zależne od pracy D., ale właśnie wczoraj dowiedział się, że przyjęli go na kopalnię :) Obawiałam się jedynie reakcji moich rodziców i zastanawiałam się jak im o tym powiem, aż tu nagle moja mama wyskoczyła z tekstem, który kompletnie mnie zaskoczył "To kiedy D. przewozi swoje rzeczy?" :D



A u was już też wiosna w powietrzu, sercach i głowach?? :>

wtorek, 25 lutego 2014

Pamiętaj, że Cię kocham

   3 lata temu moje serce po raz pierwszy w życiu zaczęło bić tak mocno, a brzuch wypełniły przysłowiowe motyle. Przygotowywałam się do matury, siedziałam całe dnie w książkach lub na dodatkowych zajęciach, nawet przez myśl by mi nie przeszło, że właśnie teraz pojawi się ktoś, kto zostanie w moim życiu na zawsze. To nie był dobry czas na miłość. Po kilku poprzednich niewypałach (zwłaszcza dwóch dość konkretnych) nie byłam nastawiona przychylnie. Pan, który tak mocno zawrócił mi w głowie był niezwykle cierpliwy i delikatnie na mnie naciskając wymuszał kolejne spotkania, których nie byłam w stanie mu odmówić.
   I tak się to zaczęło kręcić. Pierwszy taniec, rozmowa, pocałunek, pierwsze "kocham" - właśnie w takiej kolejności. Byłam oszołomiona, a może raczej zaczarowana? Jego uśmiech, przenikliwe do głębi błękitne oczy, sposób w jaki patrzył na mnie, jak trzymał mnie za rękę, drobiazgi, które mi przywoził i okazywało się, że zapamiętuje każde moje słowo, niespodzianki, które zwalały z nóg, jego smsy "Pamiętaj, że Cię kocham", gdy zdarzyła się jakaś kłótnia. Przeglądam nasze wspólne zdjęcia, odtwarzam wszystkie chwile, których wciąż jest mi mało i wciąż się uśmiecham. Porównuję nas tamtych i nas obecnych, jesteśmy tacy sami, może odrobinę mądrzejsi, bogatsi o doświadczenia, ale nadal tak szalenie w sobie zakochani, że aż zapiera mi dech.
   Mam tylko niegasnącą nadzieję, że tak będzie już zawsze, że nic nas nie złamie, bo bez niego mój świat przestanie się kręcić, kolory wyblakną, zapachy wywietrzeją, a serce stanie się najbardziej pustym i smutnym narządem w moim ciele. Cieszę się, że nasza miłość dojrzewa, a każdy dzień umacnia mnie w przekonaniu, że to jest właśnie człowiek, z którym chcę spędzić resztę mojego życia, że będzie wspaniałym mężem i najlepszym ojcem.
   Nasz wyjazd do Szczawnicy był wyjazdem rocznicowo-walentynkowym, dlatego oprócz "porwania" na termy dostałam również prezent: sukienkę na wesele (idziemy w tym roku na wesele do brata D.), którą sobie wymarzyłam :) A tutaj link do sklepu: <klik>



wtorek, 18 lutego 2014

50 ml górskiego powietrza

Z racji, że styczeń był męczący i w ciągłym biegu, a my potrzebowaliśmy odpoczynku i trochę czasu wyłącznie dla siebie, zrobiliśmy to co zwykle, czyli uciekliśmy w nasze kochane góry ;) Tym razem Pieniny:

Padający śnieg, to sprawka autoefektów Google+ ;)

Tak oto spędziliśmy cudowne 7 dni w Szczawnicy. Duuużo spacerowaliśmy, jedliśmy pyszne obiady w Pokusie, spaliśmy do południa, wieczorami sączyliśmy sobie wino lub zakupione na Słowacji mojito :D i po prostu byliśmy razem.
Rynek Szczawnicy i piękne XIX-wieczne budynki

Jesienny krajobraz w drodze na Słowację


Rynek nocą, nie mogłam oderwać wzroku <3

305 schodów na zamek w Niedzicy :D

W nocy nasypało trochę śniegu, który rano zaczął się topić, ale my dzielnie pokonaliśmy Wąwóz Homole i dotarliśmy do Bacówki :)

Nad Dunajcem otoczyło nas stado kaczek, które jadły nam z ręki :D

Oczywiście nie mogło też zabraknąć niespodzianek. Mieliśmy wybrać się pewnego wieczoru na basen, zaczęłam więc dopytywać:
-A gdzie dokładnie jest ten basen?
-Przy tamtym hotelu, podjedziemy sobie autem, żeby nas nie zawiało.
-Przy którym hotelu?
-No tamtym u góry, zobaczysz.
Wsiadamy do auta, D. włącza gps-a...
-A po co nam gps? Mówiłeś, że to niedaleko.
-Kawałek musimy przejechać, do następnego miasta, tam jest lepszy basen, większy.
-Aha...
I tak sobie jedziemy, mijamy Krościenko, różne wioski, mija 40 minut (!!), zaczynam coś podejrzewać, mijamy Nową Białą!
-Strasznie daleko ten basen, zaraz będzie Białka Tatrzańska - mówię ironicznie, a D. szczerzy się od ucha do ucha. Chyba sprawia mu przyjemność porywanie mnie w różne miejsca i wkręcanie. Muszę przyznać, że znów mu się udało :) Ucieszyłam się, gdy mogłam się zanurzyć w cieplutkiej wodzie i jednocześnie podziwiać ośnieżone szczyty. 2-godzinne grzanie tyłka i masaże wodne, to najlepszy relaks, polecam ;)

czwartek, 6 lutego 2014

Siła jest kobietą

    Styczeń był długi i męczący... Całe dnie w książkach, nad różnymi pracami zaliczeniowymi, ucząc się do sesji, a weekendy na rodzinnych imprezach, których było tak duużo, że mam już dość na cały rok... Na szczęście już po wszystkim! Sesja zdana za pierwszym podejściem :D Teraz czas na zasłużony odpoczynek :)
    Co pomagało mi przetrwać? Słowa, które sobie wciąż powtarzałam "siła jest kobietą!", więc ja też dam radę, uporam się z tym wszystkim, pokażę kamienną twarz osobom, które nie mogą zobaczyć, że jestem słaba, a przy okazji udowodnię samej sobie, że nie potrzebuję pomocy, że sama też potrafię! I udało się :) Okazuje się, że nastawienie ma ogromne znaczenie w tym co robimy, w całym naszym życiu. Gdybym była nastawiona na porażkę, zapewne bym poczuła jej gorzki smak, ale nawet nie dopuszczałam takiej myśli do głowy, odcięłam się od niej i szczerze Wam to polecam! Wiem, że czasem jest trudno - uwierzcie, doświadczam tego na co dzień - ale nic nie zaszkodzi spróbować powalczyć o swoje.
    Kolejną dobrą nowiną, był dla mnie telefon naczelnego, który zaproponował mi dodatkowe zajęcie w redakcji, a przy okazji pochwalił moją dotychczasową pracę, co ogromnie mnie podbudowało :) Nareszcie będę zajmować się tym, co konkretnie wiąże się z moimi studiami, czyli korekta i edytowanie tekstów, zanim trafią do druku ;) Zdaję sobie sprawę z tego, że dzień i noc przed wydaniem będę miała wyjęte z życia, bo to zawsze gorący czas, ale po prostu nie mogłam się nie zgodzić ;)
    Na koniec mam do Was ogromną prośbę! Wiem, że jesteście ludźmi o ogromnych sercach i na pewno los innych, a zwłaszcza małych dzieciaczków nie jest Wam obojętny, dlatego zajrzyjcie proszę na stronę http://pomocdlabasi.netstrefa.eu/ i jeśli tylko możecie, przekażcie 1 % podatku lub dowolną kwotę Basi! Ta śliczna dwuletnia dziewczynka jest chora na mukowiscydozę... Możecie tam przeczytać całą jej historię i dowiedzieć się chociaż częściowo, jak wyglądają poszczególne dni, których z każdą chwilę jest coraz mniej. Los Basi jest dla mnie szczególnie ważny, ponieważ pisałam o niej artykuł, kontaktowałam się z jej mamą i postanowiłam, że na tym nie poprzestanę, więc apeluję również do Was! Pomóżmy Basi!

P.S. Jak pewnie zauważyliście, po lewej stronie dodałam odnośnik do mojej szafy na vinted.pl. Może akurat uzupełniacie szafę, poszukujecie idealnej sukienki na imprezę lub na co dzień? :> Zapraszam do oglądania! Można negocjować ceny i prosić o dokładniejsze informacje ;) Niedługo postaram się dodać więcej rzeczy :) > klik <

piątek, 10 stycznia 2014

Styczniowa rzeczywistość


Od 7 stycznia musiałam powrócić (dość brutalnie) do szarej rzeczywistości, na całe szczęście ukazała się chociaż odrobinę w jasnych kolorach. Żeby lepiej znieść to zderzenie, poniedziałek był dniem odstresowania się, odpowiedniego przygotowania na cały styczeń, który spędzę w książkach, notatkach, a przede wszystkim z zapełniającymi się, pustymi stronami w wordzie! Będę je zapełniać artykułami i (mniej przyjemne) licencjatem. Tak więc w poniedziałek leżałam na kanapie, a potem w wannie z maseczką błotną na twarzy. O odpowiedni nastrój zadbały nowe świeczniki z avonu.

We wtorek odebrałam książki z księgarni <3 Niestety muszą poczekać grzecznie na półce, aż zdam egzaminy i zapełnię indeks pozytywnymi ocenkami... Jednak Pan Schmitt tak kusił mnie okładką swojej książki, że w drodze do domu przeczytałam jednym tchem kilkadziesiąt kartek ;) Uwaga! Jeśli również zapragniecie mieć na własność jego książki i kupicie Historie miłosne, to nie kupujcie już Marzycielki z Ostendy, ponieważ Historie miłosne także zawierają tę historię :P Moje faux pas ;) Ale to nic, bo Schmitt jest jednym z moich ulubionych autorów, więc im więcej jego książek na półce, tym lepiej :) Trzecia książka, to Stieg Larson, czyli zbrodnia po szwedzku Krystyny Ylvy Johansson.
Środowe popołudnie, wieczór i noc spędziłam czytając opracowania do egzaminu i robiąc notatki. Towarzyszyła mi pyszna gorąca czekolada i figi <3  Jakoś trzeba sobie osłodzić te męczarnie ;) A wy co polecacie na lepsze przyswajanie wiedzy? ;>


Najlepiej z tego tygodnia przedstawia się czwartek! Wtedy właśnie pojechaliśmy w ramach zajęć z kultury języka do Instytutu Języka Polskiego PAN w Krakowie. Po spotkaniu z prof. Żmigrodzkim mieliśmy trochę czasu dla siebie, więc oczywiście ruszyliśmy na Rynek :D
Holly i pozostałości choinek :P 

Najlepsze jedzenie w mojej ulubionej Chimerze. Polecam tartę szpinakową, sałatkę makaronową z orzechami, sałatkę owocową oraz kurczaka w panierce z płatków śniadaniowych, a także wiele innych :D



Piątek spędziłam w bibliotece, na zajęciach, a potem w domu, rozpaczając nad zepsutym zamkiem w kurtce ;( Wieczorem herbatka z cytrynką i poszukiwanie nowości muzycznych, bo ostatnio zaprzestałam tej czynności i przeraża mnie to trochę :P Weekend zapowiada się imprezowo i książkowo. Wiem, te dwie czynności zwykle się wykluczają, ale jeśli teraz nie przysiądę, to będzie kiepsko w przyszłym tygodniu...

sobota, 4 stycznia 2014

Chłopak ze słuchawkami

Mroźne, ale słoneczne, grudniowe popołudnie. Jadę na jedyne zajęcia, jakie mam w piątki. W autobusie kończę czytać jakąś książkę na te właśnie zajęcia. Siedzę zaraz za kierowcą. Wysiadam na ostatnim przystanku i idę na przystanek tramwajowy. Za mną idą dwie osoby. Starszy mężczyzna, który zatrzymuje się z dala od przystanku, bo odpala papierosa oraz chłopak ze słuchawkami i sportową torbą na ramieniu. Ten drugi sprawdza sobie rozkład jazdy i nagle podchodzi do mnie.
- Kupiłem sobie nowe słuchawki, ale są okropne, nie da się przez nie słuchać muzyki. Wolałbym z kimś pogadać.
- Aha, to fajnie...
- Jestem Mateusz.
I tak zaczyna się nasza rozmowa, która następnie przenosi się do tramwaju. Okazuje się, że chłopak jest 3 lata ode mnie młodszy (chociaż nie wygląda, bo jest wyższy ode mnie z 10 cm), trenuje boks i wybiera się na Akademię Wychowania Fizycznego. Zasypuje mnie masą niezobowiązujących pytań, wciąż zerka na zegarek, bo spieszy się na pociąg. I tak oto, zawsze nudna i dłużąca się droga na uczelnię, mija mi szybko i przyjemnie. Na pożegnanie życzymy sobie powodzenia i tyle. Żadnego happy endu i wymiany numerów :D Wiem, chcielibyście, żeby historia rozwinęła się jak w filmie romantycznym, ale zaskoczę was i tak się nie stanie. Chyba widziałam go później po kilku tygodniach, ale nie byłam pewna czy to on, bo nasze spojrzenia się nie spotkały :P
Chciałam wam tylko pokazać na przykładzie tej historii, że są jeszcze ludzie, którzy nie boją się zagadać do nieznajomej osoby i wolą rozmowę od słuchania muzyki lub tępego wpatrywania się w szybę. Chłopak ze słuchawkami uświadomił mi, że często jeżdżę autobusami lub tramwajami z masą ludzi i niektórych widuję praktycznie codziennie, można więc powiedzieć, że znamy się z widzenia, ale nic o nich nie wiem, nigdy z nimi nie rozmawiam. On natomiast na pewno poznał już w ten sposób niejednego człowieka i usłyszał jego historię, bo przecież obcym ludziom dużo łatwiej jest się zwierzyć.

czwartek, 2 stycznia 2014

Kolejny początek


Końcówka roku była dla mnie wyjątkowo udana, bo mogłam wreszcie spotkać się z osobami, które widuję bardzo rzadko lub koszmarnie rzadko! Czyli nadrobiłam zaległości z przyjaciółką oraz z Gwiazdką <3 Ogromnie cieszyłam się z tego spotkania, bo naprawdę nie widziałyśmy się całe wieki, a taka blogowa znajomość przecież zobowiązuje ;) Pokonawszy wreszcie, niesprzyjający nam w 2013 r. los, wybrałyśmy się na kawę. Na zdjęciach obok widzicie najlepszy prezent jaki dostałam! Śniadanie u Tiffany`ego na DVD - mój ulubiony film <3 Jeszcze raz dziękuję Ci bardzo Kochana ;*


Sylwestra spędziliśmy w domu. Cieszyło mnie to, bo tradycyjnie musieliśmy gdzieś jechać w południe, tym razem na lotnisko do Krakowa, więc później byłam zmęczona i jakoś tak nie miałam nastroju na huczne imprezowanie. Upiekłam ulubione ciasto D. - brownie ;) Zrobiliśmy sobie pyszną kolację, otworzyliśmy wino, a o północy szampana, zobaczyliśmy Hobbita, część 1 i podziwialiśmy (na ile pozwoliła mgła) fajerwerki. Było spokojnie i przyjemnie, oby tak wyglądał cały nasz rok! Chociaż wiem, że będzie mocno imprezowy, bo szykują się same okrągłe urodziny, wesele itp.

Nowy Rok daje nam nowe dni, nowe szanse. Niby wszystko jest takie samo, dni niczym nie różnią się od tych w 2013, ale jednak mamy iskierkę nadziei, że ten rok będzie lepszy, inny od poprzedniego, że tym razem zrealizujemy swoje cele, które z roku na rok zmieniają się tylko nieznacznie. I słusznie. Słusznie, że mamy tę nadzieję! Ja, żadnej listy noworocznych postanowień nie robię, bo wiem, że z moim słomianym zapałem niewiele by to dało. Jakieś tam drobne plany i cele są, więc będę się starała je realizować i jeśli się uda, to będę szczęśliwa :)

Już pod koniec listopada zaopatrzyłam się w nowy kalendarz, w którym zapisuję urodziny bliskich osób, ważne wydarzenia, spotkania itd. Bez takiego organizera czuję się jak bez ręki, dlatego zawsze mam go w torebce i zerkam, co czeka mnie kolejnego dnia. Jak widzicie jest jeszcze puściutki i nienaruszony. Za chwilę biorę do ręki kolorowe cienkopisy i wypełnię go po brzegi ważnymi rzeczami na 2014 rok. Ten kalendarzyk zakupiłam wraz z "Claudią", ponieważ jest idealnej wielkości, ma wystarczająco miejsca na zapiski i dodatkowo przyciągnął moją uwagę interesującą okładką.

Noworoczny poranek idealnie rozpocząć takim filmem, z jedyną w swoim rodzaju główną bohaterką - Holly Golightly, którą gra ikona stylu - Audrey Hepburn. Zawsze zachwycam się świetnymi ujęciami poszczególnych scen, zwłaszcza początkowych, gdy Holly wysiada z taksówki i staje przed sklepem Tiffany`ego. Następnie wyciąga rogalika, kawę i zajadając prawdziwie nowojorskie śniadanie, podziwia wystawę sklepu z nieziemsko drogą biżuterią.

Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w 2014 roku, oby był pełen sukcesów, optymizmu i spełnionych marzeń! Trzymajcie się ciepło :)