piątek, 10 stycznia 2014

Styczniowa rzeczywistość


Od 7 stycznia musiałam powrócić (dość brutalnie) do szarej rzeczywistości, na całe szczęście ukazała się chociaż odrobinę w jasnych kolorach. Żeby lepiej znieść to zderzenie, poniedziałek był dniem odstresowania się, odpowiedniego przygotowania na cały styczeń, który spędzę w książkach, notatkach, a przede wszystkim z zapełniającymi się, pustymi stronami w wordzie! Będę je zapełniać artykułami i (mniej przyjemne) licencjatem. Tak więc w poniedziałek leżałam na kanapie, a potem w wannie z maseczką błotną na twarzy. O odpowiedni nastrój zadbały nowe świeczniki z avonu.

We wtorek odebrałam książki z księgarni <3 Niestety muszą poczekać grzecznie na półce, aż zdam egzaminy i zapełnię indeks pozytywnymi ocenkami... Jednak Pan Schmitt tak kusił mnie okładką swojej książki, że w drodze do domu przeczytałam jednym tchem kilkadziesiąt kartek ;) Uwaga! Jeśli również zapragniecie mieć na własność jego książki i kupicie Historie miłosne, to nie kupujcie już Marzycielki z Ostendy, ponieważ Historie miłosne także zawierają tę historię :P Moje faux pas ;) Ale to nic, bo Schmitt jest jednym z moich ulubionych autorów, więc im więcej jego książek na półce, tym lepiej :) Trzecia książka, to Stieg Larson, czyli zbrodnia po szwedzku Krystyny Ylvy Johansson.
Środowe popołudnie, wieczór i noc spędziłam czytając opracowania do egzaminu i robiąc notatki. Towarzyszyła mi pyszna gorąca czekolada i figi <3  Jakoś trzeba sobie osłodzić te męczarnie ;) A wy co polecacie na lepsze przyswajanie wiedzy? ;>


Najlepiej z tego tygodnia przedstawia się czwartek! Wtedy właśnie pojechaliśmy w ramach zajęć z kultury języka do Instytutu Języka Polskiego PAN w Krakowie. Po spotkaniu z prof. Żmigrodzkim mieliśmy trochę czasu dla siebie, więc oczywiście ruszyliśmy na Rynek :D
Holly i pozostałości choinek :P 

Najlepsze jedzenie w mojej ulubionej Chimerze. Polecam tartę szpinakową, sałatkę makaronową z orzechami, sałatkę owocową oraz kurczaka w panierce z płatków śniadaniowych, a także wiele innych :D



Piątek spędziłam w bibliotece, na zajęciach, a potem w domu, rozpaczając nad zepsutym zamkiem w kurtce ;( Wieczorem herbatka z cytrynką i poszukiwanie nowości muzycznych, bo ostatnio zaprzestałam tej czynności i przeraża mnie to trochę :P Weekend zapowiada się imprezowo i książkowo. Wiem, te dwie czynności zwykle się wykluczają, ale jeśli teraz nie przysiądę, to będzie kiepsko w przyszłym tygodniu...

sobota, 4 stycznia 2014

Chłopak ze słuchawkami

Mroźne, ale słoneczne, grudniowe popołudnie. Jadę na jedyne zajęcia, jakie mam w piątki. W autobusie kończę czytać jakąś książkę na te właśnie zajęcia. Siedzę zaraz za kierowcą. Wysiadam na ostatnim przystanku i idę na przystanek tramwajowy. Za mną idą dwie osoby. Starszy mężczyzna, który zatrzymuje się z dala od przystanku, bo odpala papierosa oraz chłopak ze słuchawkami i sportową torbą na ramieniu. Ten drugi sprawdza sobie rozkład jazdy i nagle podchodzi do mnie.
- Kupiłem sobie nowe słuchawki, ale są okropne, nie da się przez nie słuchać muzyki. Wolałbym z kimś pogadać.
- Aha, to fajnie...
- Jestem Mateusz.
I tak zaczyna się nasza rozmowa, która następnie przenosi się do tramwaju. Okazuje się, że chłopak jest 3 lata ode mnie młodszy (chociaż nie wygląda, bo jest wyższy ode mnie z 10 cm), trenuje boks i wybiera się na Akademię Wychowania Fizycznego. Zasypuje mnie masą niezobowiązujących pytań, wciąż zerka na zegarek, bo spieszy się na pociąg. I tak oto, zawsze nudna i dłużąca się droga na uczelnię, mija mi szybko i przyjemnie. Na pożegnanie życzymy sobie powodzenia i tyle. Żadnego happy endu i wymiany numerów :D Wiem, chcielibyście, żeby historia rozwinęła się jak w filmie romantycznym, ale zaskoczę was i tak się nie stanie. Chyba widziałam go później po kilku tygodniach, ale nie byłam pewna czy to on, bo nasze spojrzenia się nie spotkały :P
Chciałam wam tylko pokazać na przykładzie tej historii, że są jeszcze ludzie, którzy nie boją się zagadać do nieznajomej osoby i wolą rozmowę od słuchania muzyki lub tępego wpatrywania się w szybę. Chłopak ze słuchawkami uświadomił mi, że często jeżdżę autobusami lub tramwajami z masą ludzi i niektórych widuję praktycznie codziennie, można więc powiedzieć, że znamy się z widzenia, ale nic o nich nie wiem, nigdy z nimi nie rozmawiam. On natomiast na pewno poznał już w ten sposób niejednego człowieka i usłyszał jego historię, bo przecież obcym ludziom dużo łatwiej jest się zwierzyć.

czwartek, 2 stycznia 2014

Kolejny początek


Końcówka roku była dla mnie wyjątkowo udana, bo mogłam wreszcie spotkać się z osobami, które widuję bardzo rzadko lub koszmarnie rzadko! Czyli nadrobiłam zaległości z przyjaciółką oraz z Gwiazdką <3 Ogromnie cieszyłam się z tego spotkania, bo naprawdę nie widziałyśmy się całe wieki, a taka blogowa znajomość przecież zobowiązuje ;) Pokonawszy wreszcie, niesprzyjający nam w 2013 r. los, wybrałyśmy się na kawę. Na zdjęciach obok widzicie najlepszy prezent jaki dostałam! Śniadanie u Tiffany`ego na DVD - mój ulubiony film <3 Jeszcze raz dziękuję Ci bardzo Kochana ;*


Sylwestra spędziliśmy w domu. Cieszyło mnie to, bo tradycyjnie musieliśmy gdzieś jechać w południe, tym razem na lotnisko do Krakowa, więc później byłam zmęczona i jakoś tak nie miałam nastroju na huczne imprezowanie. Upiekłam ulubione ciasto D. - brownie ;) Zrobiliśmy sobie pyszną kolację, otworzyliśmy wino, a o północy szampana, zobaczyliśmy Hobbita, część 1 i podziwialiśmy (na ile pozwoliła mgła) fajerwerki. Było spokojnie i przyjemnie, oby tak wyglądał cały nasz rok! Chociaż wiem, że będzie mocno imprezowy, bo szykują się same okrągłe urodziny, wesele itp.

Nowy Rok daje nam nowe dni, nowe szanse. Niby wszystko jest takie samo, dni niczym nie różnią się od tych w 2013, ale jednak mamy iskierkę nadziei, że ten rok będzie lepszy, inny od poprzedniego, że tym razem zrealizujemy swoje cele, które z roku na rok zmieniają się tylko nieznacznie. I słusznie. Słusznie, że mamy tę nadzieję! Ja, żadnej listy noworocznych postanowień nie robię, bo wiem, że z moim słomianym zapałem niewiele by to dało. Jakieś tam drobne plany i cele są, więc będę się starała je realizować i jeśli się uda, to będę szczęśliwa :)

Już pod koniec listopada zaopatrzyłam się w nowy kalendarz, w którym zapisuję urodziny bliskich osób, ważne wydarzenia, spotkania itd. Bez takiego organizera czuję się jak bez ręki, dlatego zawsze mam go w torebce i zerkam, co czeka mnie kolejnego dnia. Jak widzicie jest jeszcze puściutki i nienaruszony. Za chwilę biorę do ręki kolorowe cienkopisy i wypełnię go po brzegi ważnymi rzeczami na 2014 rok. Ten kalendarzyk zakupiłam wraz z "Claudią", ponieważ jest idealnej wielkości, ma wystarczająco miejsca na zapiski i dodatkowo przyciągnął moją uwagę interesującą okładką.

Noworoczny poranek idealnie rozpocząć takim filmem, z jedyną w swoim rodzaju główną bohaterką - Holly Golightly, którą gra ikona stylu - Audrey Hepburn. Zawsze zachwycam się świetnymi ujęciami poszczególnych scen, zwłaszcza początkowych, gdy Holly wysiada z taksówki i staje przed sklepem Tiffany`ego. Następnie wyciąga rogalika, kawę i zajadając prawdziwie nowojorskie śniadanie, podziwia wystawę sklepu z nieziemsko drogą biżuterią.

Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w 2014 roku, oby był pełen sukcesów, optymizmu i spełnionych marzeń! Trzymajcie się ciepło :)